Są! 8 plakatów z sowami. Ja je uwielbiam. Tak szczerze 🙂 Sowy zawsze podziwiam i zajmują w moim życiu wyjątkowe miejsce. Opowiem Wam krótką historię rodzinną, której główną bohaterką jest sowa. Gotowi? 🙂
Jeśli ktoś zastanawia się, dlaczego moi rodzice mają w swoim firmowym logo sowę, to już wyjaśniam. Historia z nią związana dotyczy mojego Dziadka Bajarza, który wychowywał się w górach. Zawsze gdy opowiadał jak „było kiedyś” nie mogłam się nadziwić, że było tak… inaczej. Było spokojnie, a pomimo braku wszystkich ówczesnych udogodnień – radośnie. Dziadek mieszkał w pewnej małej miejscowości w Beskidzie Żywieckim. Gdy był małym chłopcem uwielbiał chodzić po lesie. Ja chyba mam to we krwi – miłość do lasu. Dziadek zawsze, gdy sadził rośliny w ogrodzie powtarzał, że „do drzew się mówi, bo nie urosną”. Teraz powtarza to mój Tata i koniec końców ja 🙂 może to wydawać się dziwne i zwariowane, ale tak jest. Czasami zagadam modrzew „co tam?”, a niekiedy mam pretensje do orzecha laskowego, który nie chce się podnieść i więdnie „ty, stary, nie rób sobie żartów, chory nie jesteś, młody jesteś, hop w górę, dasz radę”. Dla niektórych mogę przypominać zwariowaną Lunę rodem z Harrego Pottera, a dla innych Olę, która po prostu jest wrażliwa na wszystko co z lasem związane. Widzieliście może eksperyment z roślinami? Eksperyment przeprowadziła IKEA, trwał 30 dni, uczestnicy jedną roślinę chwalili, drugą krytykowali. Jesteście ciekawi efektu końcowego? 🙂 Koniecznie obejrzyjcie:
Tutaj link do opisu doświadczenia.
Ok. Uhu. Powracam do historii.
Pewnego razu Dziadek jak zwykle szedł leśną, górską ścieżką. Była wiosna i las tętnił życiem. Gdy tak spacerował wpatrzony w ziemię nagle jego uwagę przykuła mała, szara i pierzasta kulka. Podszedł, żeby przyjrzeć się jej z bliska. Okazało się, że to malutka, jeszcze nie do końca opierzona sowa. Dziadek rozejrzał się dookoła, spojrzał na ogromną sosnę, poszukując gniazda. Jednak niczego nie mógł dostrzec. Postanowił jej pomóc. Wziął ją w dłonie, ogrzał i zabrał ze sobą do domu. Jego mama nie była zadowolona z pomysłu posiadania sowy w domu, ale zgodziła się na kompromis – że sowa będzie mieszkała na strychu. I tak się stało. Sowa rosła, Dziadek ją karmił. Wyrosła na wspaniałą i piękną sowę, z którą Dziadek chodził na ramieniu. Sowa nieraz chciała się odwdzięczyć i znosiła najróżniejsze zdobycze do „gniazda” w tym również… węża. Wszystko byłoby ok, tylko że ten wąż… był żywy. Wleciała wieczorem i wrzuciła do kuchni mojej Prababci „kolację”. Ponoć tak krzyczała, że cała wieś ją słyszała! Skończyło się to tak, że sowa już nie miała wstępu do domu, ale… jak opowiadał Dziadek, nieraz widział się z nią w lesie – tam, gdzie spotkali się po raz pierwszy. Stąd sowa w logo, bo pierwszym założycielem firmy był Dziadek, a Tata założył swoją z tym samym znakiem, lecz w innych barwach. Oto cała historia 🙂 Dla mnie jest niesamowita i nie do pomyślenia. Gdyby ktoś dzisiaj znalazł małą sowę w lesie… to wylądowałaby tylko na facebooku lub instagramie z podpisem „ale słodkie” i ten ktoś poszedłby sobie dalej. Brak wrażliwości i współczucia to dwie cechy, które tak bardzo charakteryzują współczesnych ludzi. Tylko „moje” się liczy. A ja wychodzę naprzeciw i mówię: „nie moje, a nasze”. Taka refleksja na dzisiaj 🙂
Plakaty z sowami są do pobrania TUTAJ, można je także nabyć w Galerii Plakatu, zapraszam 🙂
Przypominam, że plakaty udostępniam tylko i wyłącznie do użytku prywatnego.
Miłego weekendu Wam życzę.
Wasz Plakatowy Elf